KOCUR. Odc.6. "Billboardy"
fot. nadeślane
REKLAMA
- Drodzy, zwołałem dzisiaj nadzwyczajne zebranie, bo uznałem, że nadszedł już czas najwyższy, żeby wprowadzić zmiany, oczywiście dobre zmiany - mówił Wyliniały do całej swojej leśnej społeczności. Zwierzęta siedziały stłoczone obok siebie. Przyszły wszystkie, bo nie chciały ryzykować i narażać się na jego gniew.
- Tak się od jakiegoś czasu przyglądam naszemu lasowi i powiem, że dalej tak być nie może. Wiem jak wyglądają lasy u innych, niech nikt nie myśli, że nie przeglądam internetu. Mam dobry komputer, modem i ten... no... fifi - dodał i pomyślał, że może coś pokręcił, ale i tak żaden z tych strachliwych głupków mu tego nie wypomni. I właśnie ta ostatnia myśl sprawiła mu największą przyjemność. Lubił, gdy się go bali i przesadnie podlizywali, wiedział, że mimo, że spaskudniał, wychudł, ciągle ma jeszcze swoją słynną siłę i budzi strach.
- Wczoraj chodziłem po lesie, zajrzałem tu i ówdzie, to i owo słyszałem, nie myślcie sobie, że możecie sobie dowolnie fikać, robić koziołki. Jeśli baraszkujecie w wolnych chwilach, to tylko dlatego, że wam na to pozwalam i każdy wasz fikołek jest skrzętnie odnotowywany. Każdy. Rozumiecie?
Wyliniały wymownie spojrzał na Borsuka, który właśnie ocierał się plecami dość bezwstydnie o drzewo.
Borsuk nie przerywając czochrania pokiwał głową na znak, że potwierdza prawdziwość słów Kocura całą mocą tajnych służb, którymi od dawna kierował pod dyktando Wyliniałego.
- Wiemy wszystko - powiedział głośno Borsuk.
Zwierzęta po tych słowach skuliły się i wyraźnie zmalały.
-Super - pomyślał Borsuk - boją się, czyli dobrze, czyli profesjonalnie - cieszył się.
- A bieganie po gałęziach i szukanie szyszek też? - zapytała Wiewiórka - no, bo ja nie fikam koziołków, a chciałabym zostać dostrzeżona przez ciebie, Kocurze - i znowu posłała mu to swoje pełne oddania spojrzenie. Wyraźnie wybaczyła mu jego ostatnią wredność i opryskliwość.
-Też, bieganie też i szyszki, orzeszki też. Wszystko droga Wiewióreczko - odpowiedział Kocur wyjątkowo jak na niego miło i seksownie.
Wiewiórka była mu potrzebna do tajnych operacji podsłuchowych i nie chciał jej do siebie zrazić. Wiedział, że ich współpraca będzie trwała długo i owocnie. Może była mało mądra, ale przyjemnie i rozbrajająco wierna Kocurowi. No i właściwie na swój sposób podobała mu się, bo czuł się przy niej jakiś taki bardzo męski, przystojny, a nawet wszechmocny.
- Ale do rzeczy - Wyliniały nabrał powietrza w płuca, popatrzył przed siebie, zamyślił się…wszyscy już myśleli, że zasnął, gdy nagle przemówił:
- Jutro przyjedzie do lasu fotograf i zrobi mi zdjęcia i to nie jakieś tam fotki, srotki, o, nie, nie, to będą te, no... wiecie... bilbordy - ucieszył się, że przypomniał sobie to modne słowo.
Jeszcze w tym tygodniu - kontynuował - wszystkie te bilbordy będą wisiały w lesie i oczekuję, że codziennie coś pod nimi znajdę, kwiatki, cukierki... to dla siebie, a dla bezpieczeństwa lasu i nas wszystkich, bo przecież tylko o was mi chodzi i wasze dobro... no więc, pod każdym bilbordem będzie stała puszka z tym, no – przepraszam za słowo, ale inne mi nie przychodzi do głowy –no więc, puszka ze szparą… ale zamknięta na kłódkę do której klucz będę miał tylko ja. Do tej puszki każdego dnia macie wrzucać karteczki ze swoimi zmartwieniami, podejrzeniami, nie, tam, że zaraz donosy...
To będą takie wasze obywatelskie refleksje, że na przykład ktoś, coś, i tak dalej. Borsuk zaraz rozda wam notesy z karteczkami i długopisy. Widzicie jak dbam o wasze portfele, za wszystko zapłaciłem sam z naszej leśnej kasy, bo was kocham jak ojciec – zakończył czule.
- Dobra, dosyć gadania. Borsuku czyń swoją powinność - zaśmiał się jakby szyderczo Kocur, a może tylko się tak wydawało, bo dziwnie się wyszczerzył... Prawdopodobnie ćwiczył uśmiech przed spotkaniem z fotografem.
Zwierzęta ustawiły się w kolejce do Borsuka i w milczeniu odchodziły ściskając w łapkach notesy i długopisy.
- Zamykam zebranie – ogłosił Kocur. Czuł, że to już ta pora, gdy musi się zdrzemnąć. Cholera, chyba jestem dla nich za dobry, tyle swoich cennych sił im oddaję - pomyślał - no ale na tym przecież polega moja wyjątkowa szczodrość - uśmiechnął się zadowolony i poszedł uciąć sobie drzemeczkę na swojej ulubionej sofie pod jodełką.
Autor: Hanna Kordalska-Rosiek, dziennikarka, scenarzystka
- Tak się od jakiegoś czasu przyglądam naszemu lasowi i powiem, że dalej tak być nie może. Wiem jak wyglądają lasy u innych, niech nikt nie myśli, że nie przeglądam internetu. Mam dobry komputer, modem i ten... no... fifi - dodał i pomyślał, że może coś pokręcił, ale i tak żaden z tych strachliwych głupków mu tego nie wypomni. I właśnie ta ostatnia myśl sprawiła mu największą przyjemność. Lubił, gdy się go bali i przesadnie podlizywali, wiedział, że mimo, że spaskudniał, wychudł, ciągle ma jeszcze swoją słynną siłę i budzi strach.
- Wczoraj chodziłem po lesie, zajrzałem tu i ówdzie, to i owo słyszałem, nie myślcie sobie, że możecie sobie dowolnie fikać, robić koziołki. Jeśli baraszkujecie w wolnych chwilach, to tylko dlatego, że wam na to pozwalam i każdy wasz fikołek jest skrzętnie odnotowywany. Każdy. Rozumiecie?
Wyliniały wymownie spojrzał na Borsuka, który właśnie ocierał się plecami dość bezwstydnie o drzewo.
Borsuk nie przerywając czochrania pokiwał głową na znak, że potwierdza prawdziwość słów Kocura całą mocą tajnych służb, którymi od dawna kierował pod dyktando Wyliniałego.
- Wiemy wszystko - powiedział głośno Borsuk.
Zwierzęta po tych słowach skuliły się i wyraźnie zmalały.
-Super - pomyślał Borsuk - boją się, czyli dobrze, czyli profesjonalnie - cieszył się.
- A bieganie po gałęziach i szukanie szyszek też? - zapytała Wiewiórka - no, bo ja nie fikam koziołków, a chciałabym zostać dostrzeżona przez ciebie, Kocurze - i znowu posłała mu to swoje pełne oddania spojrzenie. Wyraźnie wybaczyła mu jego ostatnią wredność i opryskliwość.
-Też, bieganie też i szyszki, orzeszki też. Wszystko droga Wiewióreczko - odpowiedział Kocur wyjątkowo jak na niego miło i seksownie.
Wiewiórka była mu potrzebna do tajnych operacji podsłuchowych i nie chciał jej do siebie zrazić. Wiedział, że ich współpraca będzie trwała długo i owocnie. Może była mało mądra, ale przyjemnie i rozbrajająco wierna Kocurowi. No i właściwie na swój sposób podobała mu się, bo czuł się przy niej jakiś taki bardzo męski, przystojny, a nawet wszechmocny.
- Jutro przyjedzie do lasu fotograf i zrobi mi zdjęcia i to nie jakieś tam fotki, srotki, o, nie, nie, to będą te, no... wiecie... bilbordy - ucieszył się, że przypomniał sobie to modne słowo.
Jeszcze w tym tygodniu - kontynuował - wszystkie te bilbordy będą wisiały w lesie i oczekuję, że codziennie coś pod nimi znajdę, kwiatki, cukierki... to dla siebie, a dla bezpieczeństwa lasu i nas wszystkich, bo przecież tylko o was mi chodzi i wasze dobro... no więc, pod każdym bilbordem będzie stała puszka z tym, no – przepraszam za słowo, ale inne mi nie przychodzi do głowy –no więc, puszka ze szparą… ale zamknięta na kłódkę do której klucz będę miał tylko ja. Do tej puszki każdego dnia macie wrzucać karteczki ze swoimi zmartwieniami, podejrzeniami, nie, tam, że zaraz donosy...
To będą takie wasze obywatelskie refleksje, że na przykład ktoś, coś, i tak dalej. Borsuk zaraz rozda wam notesy z karteczkami i długopisy. Widzicie jak dbam o wasze portfele, za wszystko zapłaciłem sam z naszej leśnej kasy, bo was kocham jak ojciec – zakończył czule.
- Dobra, dosyć gadania. Borsuku czyń swoją powinność - zaśmiał się jakby szyderczo Kocur, a może tylko się tak wydawało, bo dziwnie się wyszczerzył... Prawdopodobnie ćwiczył uśmiech przed spotkaniem z fotografem.
Zwierzęta ustawiły się w kolejce do Borsuka i w milczeniu odchodziły ściskając w łapkach notesy i długopisy.
- Zamykam zebranie – ogłosił Kocur. Czuł, że to już ta pora, gdy musi się zdrzemnąć. Cholera, chyba jestem dla nich za dobry, tyle swoich cennych sił im oddaję - pomyślał - no ale na tym przecież polega moja wyjątkowa szczodrość - uśmiechnął się zadowolony i poszedł uciąć sobie drzemeczkę na swojej ulubionej sofie pod jodełką.
Autor: Hanna Kordalska-Rosiek, dziennikarka, scenarzystka
PRZECZYTAJ JESZCZE