Kielce/ Zapadł wyrok w sprawie pożaru w fabryce zniczy, w którym zginęła 37-letnia pracownica
Do pożaru hali przy ulicy Ściegiennego w Kielcach doszło 1 sierpnia 2018 roku.
W ocenie śledczych w zakładzie doszło do zaniedbań w zakresie bhp oraz w przy utrzymaniu sprawności pracy automatycznej lakierni. Zdaniem śledczych maszyna nie była w pełni sprawna technicznie, nie pozwalała na bezpieczne wykonywanie zadań produkcyjnych, do których została przeznaczona. W wyniku tego doszło do pożaru hali, w którym śmierć poniosła 37-letnia pracownica zakładu, a dwie inne zostały ranne.
W poniedziałek przed Sądem Okręgowym w Kielcach zapadł wyrok. Sąd stwierdził, że właściciel firmy Stanisław K. dokonał przeróbek w maszynie, które "nie zostały poddane odpowiedniej autoryzacji". W lakierni używano niewłaściwych farb i zamontowano świetlówki, które nie miały odpowiednich zabezpieczeń. "Oskarżony dopuścił się karygodnego zaniedbania" - wskazała sędzia Magdalena Michalewicz z Sądu Okręgowego w Kielcach.
Nie zgodziła się jednak z argumentami prokuratury, że właściciel firmy doprowadził do sprowadzenia niebezpieczeństwa zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób albo dla mienia w wielkich rozmiarach. "Maszyna pracowała przez rok, trudno też przyjąć, że oskarżony miał cel unicestwić swój własny zakład pracy" - mówiła sędzia.
Zaznaczyła, że do pożaru doszło, z powodu niewłaściwego serwisu maszyny dokonywanego przez elektryka. Wskazała, że pracownik podczas wymiany jednego z podzespołów nie odłączył maszyny od zasilania i m.in. to doprowadziło do pożaru.
Sąd nie dopatrzył się również związku pomiędzy śmiercią 37-letniej pracownicy a zaniedbaniami właściciela firmy. Z zeznań świadków wynikało, że pokrzywdzona wyszła już z palącego się zakładu i była w miejscu bezpiecznym.
Zdaniem sądu pokrzywdzona dokonała ekscesu, ponieważ wróciła do zakładu, choć nie powinna tego zrobić. "To zdarzenie tragiczne i przykre, ale nie ma związku przyczynowego z przestępstwem" - oceniła sędzia Michalewicz.
Zarzuty w sprawie oprócz Stanisława K. usłyszały również Justyna P., kierowniczka oraz Monika P., brygadzistka. Obie zostały ukarane grzywami po 3 tysiące złotych.
Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura domagała się dla właściciela firmy sześciu i pół roku więzienia, a dla dwóch pracownic po trzy i pół roku więzienia. W poniedziałek prokuratura zapowiedziała, że po zapoznaniu się z treścią uzasadnienia podjęta zostanie decyzja o złożeniu apelacji w tej sprawie.(PAP)
Autor: Wiktor Dziarmaga
wdz/ jann/